30 września 2005 roku kilkanaścioro mieszkańców Kaczawki, zwróciło się do Pana Pawła Wiktorskiego piastującego zaszczytne dla siebie stanowisko burmistrza z prośba o zamontowanie 1-2 lampy świetlne w wskazanych miejscach. Prośbę swoja uzasadniali warunkami bezpieczeństwa głównie dzieci uczęszczających do szkoły w ZPO. Minął dzień, tydzień, miesiąc, jeden rok i po… sześciu!!! Napisali kolejną prośbę. Minął dzień, tydzień, miesiąc, pól roku i …
Zaintrygowany „olewajskim” postępowaniem, udałem się do bardziej komunikatywnego faceta w władzach samorządowych tj. przewodniczącego Rady Miejskiej pana Stanisława Piwińskiego, tym bardziej, że i po profesji /elektryk/ i jakoby jest zwierzchnią władzą dla burmistrza. Niejedno przedsięwzięcie „elektryczne” wykonywał na rzecz gminy w tym za darmochę (?) oświetlenie na miejskim zieleńcu. A i owszem pan przewodniczący orzekł ze zna temat, obaczy, co się da zrobić i da znać. Nie dawał, więc składałem mu kolejne wizyty. Ostatecznie orzekł, ze Wiktorski poinformował go, iż nie przewiduje się w tej materii żadnych inwestycji!!!
Masz ci babo placek. Nie przewiduje! A jaśnie panujący przewiduje poinformować swoich wyborców? Tak stanowi prawo i dobre wychowanie.
I tak to mieszkańcy zostali po raz drugi wykopani. Pierwszy raz z boiska dla dzieci drugi raz z oświetlenia. Tak trzymać i… czekać, czekać, czekać. Lud jest kochliwy i cierpliwy. Pozdrawiam lud.
Najnowsze komentarze